niedziela, 5 grudnia 2010

A oto garść wspomnień, złotych myśli i innych....z okresu 2005 - 2009

13.05.05 // wróżby.....wierzycie w nie? »
double, double, toil and trouble
fire burn....and couldron bubble...

Tak czarowały Mackbetowskie czarownice w dramacie Szekspira.

Ale czarownice nadal są wsród nas! Nie wierzycie? To te magiczne istoty, które mijacie w drodze do pracy, czy na uczelnie. To one stoją tuż za wami w zatłoczonych tramwajach, świdrują was oczami, rzucają zaklęcia, po których wasze sny stają się niebezpiecznie kolorowe. Wróżą z fusów, kart tarota i babiego lata.

Mają oczy, zupełnie jak moje (dwukolorowe) lub zupełnie inne: niebieskie, szare, brązowe.

To najwspanialsze na świecie kobiety - pewne swojej mocy, pełne pomysłów, twórczego zapału i optymizmu.

Stosują jednak tylko białą magię!

...niestety..współczesne niewiasty bez komórki z domu się nie ruszają ( anie jak niegdyś bez szminki na ustach).

Komórka to zasadniczo fajne urządzenie, ale wiem, że sama ulegam zgubnemu nałogowi permanentnego gadania przez nią, co nie sprzyja, wbrew pozorom, kontaktom towarzyskim

15.05.05 // Czego Pragna kobiety? »
Ślubu w białej sukience i ukochanego mężczyzny u boku ;)
Wszystkiego Najlepszego Maju i Waldku - wczoraj był wasz ślub i bawiliśmy sie na nim świetnie :)

...więc jej szybko podstawcie jakąś autostopową brykę, albo łajbę by mogła uciec daleko stąd!!!


23.05.05 // Kobiety pragną czerwonych sukienek ślubnych!!!! »
Taką własnie miała na sobie moja przyjaciółka na swoim ślubie , który odbył się w sobote we Wrocławiu.
A potem było wesele.....w górskim schronisku Samotnia :)
Było niesamowicie ;)

24.05.05 // Kobiety pragną przyjaźni »
....bo to jest najwiekszy skarb. To jest taka polisa na szczęsliwe życie :)
Przyjaciółka, czy tez przyjaciel (bo wierzę, ze może nim być również mężczyzna-nie facet) daje wsparcie wtedy gdy jest nam źle i cieszy sie wraz z nami, gdy jest nam dobrze :)

Hip Hip Hurra za przyjaźń!!!

25.05.05 // Pulpecja stworzyła własna stronkę www... »
...Cała masa dziewczyn pozakładała blogi tu w domu Sunsilka, ja tez mam swojego oraz własną stronkę www - podobnie jak kilka moich znajomych.
Wynika chyba z tego, ze kobiety pragną popularności :)
Lubimy się chwalić tym, że mamy głowy pełne pomysłów i ze duzo robimy - podróżujemy, tworzymy, fotografujemy.
Współczesne kobiety nie chca być bezbarwne i nijakie. Pragną sie przede wszystkim wyróżnić ;)


30.05.05 // Jaki koniec kochane?! Jaki koniec? Kobiety bragną by.... »
no własnie - jak w moim fotograficznym manifeście. ja w każdym bądź razie ani myśle przestawać fotoblogować, bo to nie chodzi o nagrodę - jest tu niejedna taka, która na nią bardziej ode mnie zasługuje. Typuje Sheep - nr jeden, Monię - numer dwa i Pulpecję - nr trzy. Ale własciwie jest jeszcze wiele innych Ajrish, do ktorej poczułam sporo ciepła :) i Prosiaczek woman i jeszcze parę....

Nie chcę abyście teraz nagle zniknęły tylko dlatego, że skonczył sie jakiś konkurs. Ja tez nie chce znikać, choć domyslam się, że Sunsilk wiecznie nie bedzie utrzymywał na serwerze tych stronek. Ale moze warto wierzyć, że coś może być na zawsze? W końcu każda z nas - ile nas tu jest - gdzieś głęboko wierzy w ideały...

Ja w każdym razie chce w nie wierzyć, a jednym z nich jest to, ze nie tworzyłyśmy tych naszych blogów jedynie dla potencjalnej nagrody - choć z pewnością to ona na samym początku nas zainspirowała. W pewnym momencie zaczęłysmy tworzyć blogi jako probę zatrzymania czasu i uwagi własnie na nas. Jako szanse by uchwycić na zdjeciu jakis ważny, lub choćby tylko miły moment. jako możliwośc zaistnienia wirtualnie i nawiązania wiezi z kimś gdzieś tam...
Prosze nie niszczcie ideałów...


31.05.05 // Nawet dorosłe kobiety pragną dobrego kontaktu z rodzicami :) »
zapomnialam wam napisać, że w ten ostatni weekend oprócz łażenia po lesie i podglądania życia (i odżywiania) dzikich zwierząt czas spędzałam na integracji z moimi rodzicami :). Zawsze kiedy do nich przyjeżdżam (a czynię to żadko niestety) gramy sobie w scrabble właśnie. Rodzice niestety strasznie mnie łoją bo mają w tym większą wprawę....ale czy w życiu zawsze chodzi o wygraną?

04.06.05 // Najpierw słówko wytłumaczenia »
przez ostani tydzień byłam bardzo mało aktywna na fotoblogach, bo w pracy mialam jeden wielki sajgon. Do domu przychodzilam baaaardzo pozno i juz naprawde nie mialam ochoty wlaczac kompa :(
Na szczescie juz sie skonczylo co najgorsze i moge powrocic do redagowania moich zapiskow fotograficznych :)

Zeby oderwac sie mysla od pracy pokaze wam jak wygladają moje ulubione sniadania. Moja przyjaciolka Fa ma swietna kuchnie z barkiem i stojakiem na wina na nim. Sciany kuchni pomalowane sa na intensywne, meksykanskie kolory. W takim otoczeniu sniadanie przy swiecach jej autorstwa jest absolutnie moim ulubionym sposobem spedzania czasu :)

Dziś spędziłam cały dzień na zielonej trawce na pikniku lotniczym w Góraszce. Byłam na czymś takim po raz pierwszy i muszę przyznać, ze przezywałam to jak dziecko :) Było pięknie- fantastyczne akrobacje najlepszych polskich i światowych pilotów, skoki ze spadochronem, symulacje akcji ratowniczych z udziałem śmigłowca, a nawet przelot dwóch F-16.
Najwiękse wrażenie zrobiła jednak na mnie podniebny balet do muzyki - 1491 Podbój raju - w wykonaniu 4 szybowców i niesamowite, mrożące krew w żyłach popisy węgierskiego pilota. Odlot!

10.06.05 // Strawberry Margeritta przepis »
Do blendera wrzuć sporą garść truskawek, skrusz razem z kilkoma kostkami lodu, dodaj 1/5 takiej ilości soku z limonki ile masz już skruszonej masy. Do tego dodaj tequili i cukru do smaku (kazdy lubi inaczej) - ale lepiej mniej niz więcej. Wymiksuj blenderem i podawaj rozbawionym koleżankom :)

15.06.05 // Czym byłby wypad do pub'u bez fajnych koleżanek? »
Na pewno też lubicie takie spontaniczne wypady na piwko. Ja w Wawie często wpadam do Gęsi - troszkę tam prześnie, ale chyba własnie dlatego atmosfera jest taka niezobowiązująca - i to własnie lubię w tym miejscu :)

19.06.05 // Fajnie miec paczkę.... »
a jeszcze fajniej gdy można się z nią czuć wiecznym dzieckiem :)
Dzis zorganizowałam grill w lasku na kole. Mój luby poczatkowo był sceptyczny - no bo to podobno taki las, do którego dwóch wchodzi, a jeden wychodzi - ale to tylko uprzedzenia. Tak naprawde to urocze miejsce, w którym są fantastyczne miejsca biwakowe. Spędzilismy na swieżym powietrzu całe popołudnie bawiac sie m.in...na leśnym placu zabaw :)

23.06.05 // Aha - dostałam nowego Aniołka! »
Od mojej byłej uczenicy a jednoczesnie kochanej koleżanki Marty dostałam nowego aniołka do kolekcji :) Jest sliczny, gliniany i....przyszedł pocztą. Ochrzciłam wiec go mianem Aniołka Pocztowego :). Będzie czuwał abym tą drogą dostawała tylko dobre wiadomości ;)

 08.07.05 // Buu- kupiłam na Allegro fajną piankę nurkową.... »
....ale okazało się, ze jest na mnie za ciasna :(
To był mój debiut zakupowy i niestety nietrafiony :( Tym bardziej mi szkoda, bo pianka jest w świetnym stanie. Ale niestety po wcisnieciu się w warstwę spodnią wyglądałam jak bardzo duży ogórek wciśnięty do bardzo małego słoika :(. Warstwy wierzcjniej nie udało mi się przecisnąć nawet przez biodra.....
Oj Pulpecja, chyba powinnam była pójść do ciebie na nauki Allegrowe przed zakupem...

26.07.05 // Egipt »
Zaniedbałam swój fotoblog - biję się w pierś z tego powodu :)
Dla urozmaicenia wieć chciałam wam wrzucić pare zdjęć z nurkowania.
Jestem załamana zamachami w Egipcie. To taki piękny kraj, mili ludzie...ich jedynym źródłem dochodów jest turystyka, a pieprzeni ekstremiści oprócz tego, ze zabili 60 parę osób pod powaznym znakiem zapytania postawili los wielu tysiecy Egipcjan, którzy utrzymuja się z turystyki. Po zamachach na pewno mniej ludzi wybierze Egipt jako miejsce na wakacje...
Ja też w tym roku w pażdzierniku miałam tam jechać ze swoim mężczyzną ponurkować, ale on się łamie...
Ja nie chce się dać zastraszyć terrorystom i nadal planuje wyjazd, ale oczywiscie musze przekonac do tego swojego faceta.
Chce wrócic do fantastycznych, pięknych okolic. Do turkusowej wody i morskich stworzeń...
Chce znów zaozyć na nogi płetwy i gonić żółwie morskie bez strachu, ze zaraz ktos mnie wysadzi w powietrze...

29.07.05 // Dziś nad Wawą przeszła burza... »
ja miałam okazje ją ogladac z okien tramwaju...połamane gałezie, papiery gnane wiatrem i boskie chmury przecinane zygzakami błyskawic....Kocham burze :)

rozpoczęłam kolejną dietę. W sumie brzmi ciekawie: Dieta South Beach. Zasadniczo pierwsze dwa tygodnie wykreśla się ze swojego jadłospisu wszystkie dobre rzeczy: ziemniaczki, makaroniki, chlebek (w tym i chrupki), kasze, ryż etc. Czyli węglowodany. Oprócz tego odstawia się też cukier w każdej postaci -czyli nie tylko słodycze, ale również owoce, soki owocowe i niektóre warzywa (buraki, marchewki). Odrzuca się czerwone i tłuste mięso i tłusty nabiał (wszystko to co powyżej 3 % tłuszczu). Co się wiec je? Ryby, jarzyny, jajka, drób, ryby... Co ciekawe można je jesć bez ograniczeń - bo dieta ta nie polega na ograniczaniu kalorii, a na wyborze własciwych skadników odżywczych. Po 2 tygodniach katuszy do posilków można włączyć niektóre owoce (ale nie te wysokosłodzone jak np. arbuzy, czy winogrona) kasze i pieczywo grubomielone. No i trzeba wytrzymac poki waga nie osiagnie preferowanego poziomu. Potem mozna powrocić do zakazanych przyjemnosci, ale z rozwagą....
Na razie waga pelznie w doł bardzo powoli, ale znam ludzi, ktorzy na tej diecie schudli po 10 kg i utrzymali to!
Trzymajcie i za mnie kciuki.

Kochane niewiasty,
Przede wszystkim strasznie mi przykro ilekroć któraś z was pisze, że temat sierpniowy jest dla niej trudny, bo ona nie miała szczęścia trafić na właściwą przyjaciółkę.....Pociesza mnie jednak to, że większość z was dodaje, ze waszą przyajaciółką jest....chłopak/mąż/narzeczony etc....

Ja jednak uważam, że z facetami to jest tak - żeby związek był dobry -facet musi być twoim przyjacielem. Żeby związek był zdrowy - warto zadbać o to, zeby nie był jedynym przyjacielem.

Wiem - mam szczęście. Od lat mam trzy najbliższe mi przyjaciółki: Faridę, Borkę i Magdalenę. każda jest inna. Każda niezwykła. Każda kochana. Sa moimi kochanymi "babami", dzieki którym przetrwaam wszystkie najgorsze chwile w moim życiu, ale też dzięki którym te dobre były najpełniejsze. Choć dzieli nas w tej chwili wiele-set kilometrów (1 mieszka w Gliwicach, dwie we Wrocławiu, a ja w Warszawie) spotykamy się regularnie na wyjazdach w gorach, na rowery, lub po prostu u ktorejś z nas na babski weekend...
No właśnie - babski. Bo choć kocham miojego przyjaciela i chłopaka Robiego, nie wyobrażam sobie tego, by w moim życiu miało zabraknąć babskich wyjazdów. TO dzięki nim moje zycie jest fajniejsze - radosniejsze,, czasem bardziej refleksyjne.
Z takich wyjazdów wracam do Robiego stęskniona, ale naprawde szczesliwa....
W kolejnych odsłonach opisze moje przyjaciółki na podstawie róznych wydarzeń, które mnie z nimi łączą.... 
 
BORKA
Doświadczenie podpowiada mi, ze wszelkie relacje międzyludzkie ukazują swe prawdziwe oblicze dopiero w sytuacjach kryzysowych.
Para, której wciąż się uklada nie może być w 100% pewna jakości swojego związku.
Przyjaźń, która nie przeszła chrztu kryzysu również jest czymś niepewnym...
Z Borką takich chrztów miałam wiele i to na rożnych polach.
Pierwszym chrztem był koniec liceum, do którego razem chodziłyśmy i podjecie decyzji o studiach. Ja chciałam całe życie studiować w Krakowie. Borki studia były we Wrocławiu.
Rzecz nie do pogodzenia jeśli chciałyśmy mieszkać razem?
Do pogodzenia, jeśli choć jedna z nas była gotowa pójść na ustępstwo. Tym razem byłam ta osobą ja – ale nie żałuję . Pokochałam Wrocław całym sercem, a jeszcze bardziej moją kochaną Borkę dzięki której nigdy nie czułam się zdana tylko na siebie.
Mieszkałyśmy razem w mieszkaniu bez ogrzewaia (grzali nas sąsiedzi), z duchem (zmarła właścicielka mieszkania, której obraz wisiał u mnie w pokoju lubiła nam czasem dać znać o swoim istnieniu), z niesprawną kanalizacją....
...no właśnie kanalizacją...
Dużym chrztem bojowym była dla nas sytuacja w której pewnego pięknego dnia kibelek zaczął zalewać nas duża ilością g........
Nie stac nas było na hydraulika, ale wiedziałysmy, ze we dwie damy sobie radę z każdym problemem więc we dwie, na przemian mdlejąc z obrzydzenia i nawzajem się cucąc, wybierałysmy g.....garnuszkiem i wynosiłyśmy na podwórko, a potem przeczyszczałysmy kibelek spiralą.
Gdybyśmy wówczas uległy presji sytuacji, na pewno zaczęłybyśmy na siebie krzyczeć, jak to czynią ludzie w stresie. Zamiast tego starałysmy sie zdystansować do sytuacji nabijając sie z niej i wzajemnie wspierając ;P
Trzeci kryzys wystapił w 10 roku naszej przyjaźni. Ja miałam faceta, a Borka była sama. I było jej z tym cięzko. Zaczęły narastać między nami konflikty, wzajemne oskarżenia o brak zrozumienia, czasu.....
Ale wiecie co? Znowu sie nam udało wyjść z kryzysu cało. Nie uległyśmy naturalnej w takich sytuacjach chęci zwalenia całej winy na druga stronę. Nawet w najgorszych chwilach staralyśmy się wczuć w potrzeby i uczucia drugiej osoby i wyszłyśmy z tego wzmocnione.

Tym pewniejsze, że nic:
ani odległość
ani facet
ani kłótnia głupia
ani problem obiektywny
nie jest w stanie naszej przyjaźni zagrozić :)
 
MAGDALENA
Moja kochana Mag ;) Mag ktora nauczyła mnie autostopowania. Mag podrózniczka, której zyciowym mottem zawsze było "Fear attracts things" (czyli"Strach przyciaga to czego sie boisz) więc na kazdym kroku łamała swoje lęki.
Mag z którą:
- miesiąc za grosze podróżowałam po Irlandii i szkocji, żywiąc sie najtańszym żarciem z hipermarketu i tym co kupowali nam kierowcy
- z ktorą spałam w srodku miasta na zapleczu jakiego koscioła nakryte folią w charakterze smieci, zaktóre wziąl nas kościelny - i okropnie wstraszył sie gdy zacz ęłysmy sie rankiem przebudzać
- Mag z którą znalazłyśmy starą opuszczoną chałupkę bez dachu za to ze zdechła owcą, a ktora staa sie naszym wakacyjnym schronieniem na Hebbrydach zewnetrznych
- z która zakosztowałam rozkoszy mycia się co rano na stacjach benzynowych i picia kawy z automatu :)
- Mag ktora jest tak strasznie wrazliwa, a jednoczesnie tak twarda
- Mag, z którą witałam słońce nad irlandzkimi klifami0
- Mag, ktora zawsze opowiada o mnie najlepsze angdoty..

Kochana, dobra Mag.

przyjaciółka, która otworzyła przede mna nowe światy :)
Kocham ją za to bardzo

FARIDA
Czy można być jednocześnie bardzo pięknym, zgrabnym, mądrym, wysportowanym, świetnie zorganizowanym, zmotywowanym i świetnie tańczyć? Można :) Ale trzeba być moją przyjaciółką Faridą :)

Faridę poznałam na studiach we Wrocławiu. Zawsze gdzieś pędziła z długimi włosami rozwianymi i połyskujacymi czerwienia w slońcu :) Kobieta - wulkan energii; tak o niej myślę.
To ona jest motorem wszelkich naszych babskich wyjazdów w góry. Jednak nie nalezy pozwolić jej planować trasy; zawsze konczy się to w ten sam sposób – radosna i pełna energii Fa w 12 godzinie marszu idzie przodem, a reszta naszej trójki z wzrokiem wbitym w ziemie ciągnie mozolnie nogę za nogą :) Bo Fa jest wyczynowcem! Jest jedyna znaną mi kobietą, przy której na górskim rowerze na szczytach wysiadają faceci - oni rowery prowadzą, ona nadal twardo pedałuje :)
Moja wspaniała Fa - z która uwielbiam tańczyć, bo kipi z niej wtedy radość życia. Ostatnio na weselu magdaleny obie w ramach figur tanecznych robniłysmy wykopy w powietrzu a la King Bruce Lee i pełzałyśmy jak koty na czworakach ;)
W Fa jest jednak również nuta melancholijna, która odzywa się od czasu do czasu. Taki mały, lub wiekszy smutek....zrobiłabym wiele, zeby nigdy jej nie dopadał - ale cóż - gdyby od czasu do czasu nie miała dołów byłaby przecież okropnym, chodzącym ideałem ;P
A co najlepiej działa na smutki Faridzie? Wiadomo - góry!
Ale nie takie zwyczajne: Beskidy, czy Tatry (choć te również).
Na Faridę najlepiej działają prawdziwe alpinistyczne wyprawy ; a ma ich juz sporo na swoim koncie. Wspięła sie na Mont Blanc, na Matterhorn, wspinała się tez w Andach. Na 30tke zafundowała sobie wyprawę zycia - pomimo zawrotów głowy z braku tlenu wspięła sie na base camp na Mount Everest :)
Aha - jakie jest moje ulubione miejsce naświecie? Bar w kuchni Faridy przy którym rozpoczynało się i kończyo wiele z naszych babskich wypadów. No i jeszcze jeden mały fakt; Fa jest prawdziwym smakoszem i znawcą win; zawsze serwuje coś pysznego; np. jej ulubione czerwone Rioja (chyba tak się to pisze?)


PRZYJACIELE Z NETU
Chyba sunsilkowiczki często zadają sobie takie pytanie....Bo a nuż tu na sunsilku zawiaza się przyjażnie, które przetrwają dom sunsilkowy?
Ja wierzę, że to możliwe - przedstawię wam na dowód dwie osoby, które poznałam jednak, nie tu, ale, ale na czacie na onecie prawie 5 lat temu: Miś i Mona - czyli Misie z Gdańska.

Miś to osoba, którą ciężko włożyć w jakiś szablonik - ceni sobie swoją wolność. Intelektualista - moim zdaniem - ale sądzę, że na pierwszy rzut oka mało kto by go do takiej kategorii zakwalifikował ;)
Wspaniały kucharz - jego podejscie do goscinnosci to wypuscić gościa z domu o 5 kg ciezszego ;P. Dość bezpośredni "Pooookaż cycki!!!!!" i lekko dekadencki (ostatnio chodził po Gdansku z różańcem w ręku), twierdzi, że niemały wpływ na jego życie miało to, ze ksiądz Jankowski trzymał go do chrztu, jednak jak twierdzi na szczęście nigdy nie był jego ministrantem ;)

Mona - celniczka - całkowite Misia przeciwieństwo - on nieco rozchełstany - ona atrakcyjna, szczupła i zadbana blodynka :) ale jak to kobieta - nie doceniająca swojej fajnej figury ;P Kiedy rzucił mnie chłopak kazała mi do nich przyjechać na rehabilitacje uczuciową i cierpliwie znosiła moje na przemienne płacze i śmiechy :). Stanowcza gdy trzeba - "Miś - rób sniadanie!, a czasem zupełnie niezdecydowana "Którą torebkę mam kupić? Żółtą, czarwoną czy zieloną?"

Uwielbiam do nich jeżdzić (choć muszę przyznać, ze troche ich zaniedbałam ostatnio :( ) bo zawsze wracam do Wawy naładowana pozytywną energią. Są kochanymi, ciepłymi ludzmi, o zdecydowanych poglądach, ale tolerancyjni na inny niż ich własny styl życia, poglądy... To bardzo cenne.

Są dla mnie dowodem, że w necie też można poznać ludzi, z którymi się zaprzyjaźniamy i znajomość ta nie urywas się pomimo tego, ze sie juz z czatów ywrosło...
 
MAGICZNE WYDARZENIA
Obiecałam wam opisac parę przygod z moimi przyjaciółkami.
Jedna z najdziwnioejszych wydarzyła się w Szkocji podczas autostopowej, studenckiej wyprawy z Magdaleną. Mag uprzedzasła mnie, ze naautostop nie mozna jechać z plecakiem ze stelażem, bo zbyt duzy bagaż odstrasza potencjalnych podwozicieli. ponieważ nie mialam innego plecaka pożyczyła mi swoj - niestety nieco zmechacony wiekiem. Głównym jego felerem było urywajace się ucho (tzn. ta część, która się nakłada na ramię). Mój tata wymyslił jednak patent jak to naprawić - uzył do tego srubki i nakrętki. Nakretke zakręcił przy pomocy kombinerek, bo inaczej sie nie dało (śrubka była niewielka, a i pola do manewru nie było duzo).

Lato w Szkocji bywa bardzo deszczowe, śrubka wiec z czasem zasdzeiałam i sie obluzowała.

Byłyśmy z Mag akurat "in the middle of nowhere" - czyli w środku niczego jak mawiaja anglicy (po polsku nazwalibysmy to polnym, bezludnym zadupiem) i szykowałysmy sie do zwiedzenia celtyckiego cmentarzyka położonego pośrodku pola na którym jedynymi zywymi duszami (o ile zwierzeta maja dusze) były biało-brudne baranki.
I wtedy stało się...srubka dokumentnuie sie rozwaliła. Nie miała ze sob żadnych narzedzi więc się lekko podlamałam, bo miałam perspektywe targania plecaka przez najblizsze kilkanascie kilometrow w dosc niewygodny sposób.
Otoczenie było jednak piekne, mag kazała mi się pomartweić później wiec rzuciłam plecak pod murek (a wałsciwie taka układanke z białych kamieni na klształt murku) i poszłam z nia zwiedzać cmentarz.

Wracam, patrzę.....a na murku obok plecaka leżą.....KOMBINERKI!!!!

Do teraz nie mamy pojęcia skąd się tam wzięły - musiały spaść prosto z nieba, bo naprawde w okolicy nie było gospodarstw, ani domów, co wyjasniałoby skąd sie am wzięły.

Zreszta zastanowcie się - jest tyle innych narzędzi,, ktre mogłam tam znależć: młotek, srubokręt, piłkę do metalu - czyli nic co by mi się przydao. A znalazłam wasnie kombinerki! czyli dokładnie to co było mi potrzebne.

Naprawiłam plecak, a kombinerki....zostawiłam tam gdzie je znalazłam uznając, ze być może dobre duchy zechcą je odzyskać :)

I co powiedcie na taką magię? Jestem przekonana, ze to pozytywna energia naszej przyjazni ją wywołała ;) 
 
PODRÓŻE
Dlaczego? Bo temat podróży i podróżowania jest mi bliski. I nie ważne, czy podróżuje się pociągiem, autobusem, autostopem, rowerem, samochodem terenowym, samolotem, czy promem. Ważne, żeby wciąż coś nowego móc zobacvzyć, przeżyć, zrozumieć.

Rozpoczynam moją opowieść od pokazania wam kawałka Puszczy Białowieskiej. Kto tam jeszcze nie był, to koniecznie musi się wybrać. To kawał dzikiego lasu, gdzie jak zobaczycie ze zdjęć , można spotkać ciekawe zwierzaki :).

Ponieważ nie ma to jak dobra (i tania) kwatera, to od razu wam będę, przy okazji przedstawiania miejsc w których byłam, podawała namiary na sprawdzoną kwaterę.

W Białowieży polecam Kwaterę Agroturystyczną "Pod Dębem", w miejscowości Babia Góra http://www.bialowieza.net.pl/panel.php?hotel=poddebem fantastyczne warunki dla kilku osoób - Właściciel wynajmuje cały dom (sam mieszka w innej wiosce) ale nie wymaga kompletu osób (my byliśmy tam na poczatku w siódemkę, a miesci się spokojnie 10 -12 osób 
Tak, tak. Już w wieku 6 lat , za sprawą moich rodziców - a scislej taty-inzyniera, ktory wyjechał na kontrakt do Zambii - miałam okazję zakosztować egzotyki. Przez dwa lata mieszkałam w pięknym kraju, pełnym egzotycznych widoków, kultury, zwierząt i roślin. Chodziłam tam do szkoły, w której uczyło się wiele dzieci z całego świata: Hindusów, Malajów, Niemców, Brytyjczyków, ludzi ze Sri lanki, Szwedów, Amerykanów...Dzieki tej różnorodności już w dzieciństwei nauczyłam się tolerancji dla innych kultur. Do szkoły chodziły też dzieci tubylców (czyli murzyni), wiec na ich tle ja ze swoją wówczas urodą platynowej blondyneczki, wyglądałam malowniczo :)

Mam takie marzenie, by kiedyś powrócić do Zambii. Odwiedzić miejsca, które w mej pamieci są pięknym wspomnieniem - wodospad Victoria Falls na granicy Zambii i Zimbabwe - bush z jego kopcami termitów, sawannę z galopującymi po niej antylopami, targi warzywne w Kabwe...

Być może kiedyś to marzenie się spełni?

21.09.05 // Cykady na Cykladach.... »
Oj kochane, ja juz liczę dni do urlopu....Wczoraj byłam z Pulpecja znowu w Kinie na Obcasach (Multikino warszawskie) na "Broken Flowers", który strasznie mi się podobał, ale też troszke zdołował....A ostatnia rzecz, której mi trzeba to dół, bo w depresji te 10 dni do wyjazdu do Grecji będa mi się ciągnęły jak 10 miesięcy!

Ale za to juz za chwilkę czeka mnie podróz życia ;). Bierzemy w 4 osoby żagłówkę ze skipperem (kapitan) i przez dwa tygodnie bedziemy pływać po Cykladach na trasie Ateny -Ateny.
po drodze czekają nas odwiedziny na wyspie Poros, Hydra, Monemvasia, Milos, Santorini, Ios, paros, Serifos i Agina :).

Ponieważ nie chęsciagać zdjęć z netu, wiec jako ilustracje tego, czym chce sie zajmować już za tydzień przesyłam moje zdjęcia z rejsu po...mazurach :) Tak tajk. polecam to każdemu : Wy, żasgłowka, wiatr, woda, słońce i pełnia woklności :)

Być może ten wpis wzburzy parę osób, ale cóż....odwiedzając rózne zakątki Polski trafiłam do Lichenia...miejsca kultu...maryjnego?
No własnie...mam wątpliwości, czy świątynia ta wzniesiona została by uczcić Matkę Boską, czy może by zaspokoić ambicje ofiarodawców, których tysiące przekazało pieniądze na jej budowę, ale i na....wmurowanie w jej sciany tabliczki z nazwiskiem ofiarodawdcy. Chwyt marketingowy kustosza tej światyni okazał sie posunieciem genialnym - otworzyło kiesy hojnych ofiarodawców z całego świata. Bo którz nie chciałby pochwalić się potoności, ze łożył na stworzenie największego w Polsce, a 5 co do wielkosci bodajze w Europie koscioła?
Tylko gdzie w tym wszystkim jest skromna, cicha Maryja, która podobno nieopodal ukazała się ludziom? Gdzie ubożuchny i pokorny Chrystus?
Nie dziwię się, ze Kult spiewał o religii "Wielkiego Babilonu" - bo tym stał się niestety kościół katolicki w Polsce....
Hej hej - nie dozywam sie bo jestem na rejsie po greckich wyspach.

Zegluje sobie i zbieram wrazenia - wczoraj z podejscia do keji na samych zaglach np. bo zepsul sie nam silnik ;P.
Kurcze smiesznie mi sie pisze bo nie trafiam czesciowo w klawisze bo mi sie wszystko chwieje....no tak - to dlatego ze wciaz siedzimy na lodce ;P
Wczopraj z Robim w ramach naszej drugiej rocznicy poszlismy do restauracji na prawdziwe greckie zarcie i mialam wrazenie, ze caly czas ktos trzesie stolem :)
Plywanie na morzu to jednak cos zupelnie innego niz Mazury....duzo trudniej, fale podbijajace dziob lajby w gore no i ta przestrzen w okolo.
Mielismy wczorqaj plan doplynac na Cyklady - do Milos, ale prognozy pogody mowily o wiejacej 7-ce, no a my juz przy piatce bylismy cali zieloni - no i zaloga juz po 2 godzinach plyniecia (a mielismy na Milos plynac 12 h) podjela jednomyslna decyzje o zawroceniu nja spokojniejszewody. Jak sie okazalo bardzo slusznie, bo nie dosc, ze odkrylismy piekna wysepke na ktorej sobie ponurkowalismy, to jeszcze pod wieczor zepsulnam siesilnik. Przy 7-ce wiejacej nam w twarz ladnie wygladalibysmy bez silnika....

Tak wiec jak widac przygod tu nie brakuje :)
Tesknie za wami wszystkimi.
Jak wroce powrzucam mase zdjec - obiecuje!
Dzieki za glosy i za to, ze jakos sie utrzymuje w pierwszej setce :)
Joanna Mela
10.10.05 // Postoj w Napflion »
No i dupa...utknlismy w Napflion z powodu zepsutego silnika....
W Grecji nic nie da sie zalatqwic w weekend, a niestety silnik zepsul sie w piatek wieczorem...

Nie ma jednak tego zego co by na dobre nie wyszlo. Gdy zdolnosci mechaniczno-motoryczne (od motoru - nie ruchu) naszych pokladowych mezczyzn zawiodly, a mechanik do ktorego mielismy telefon odkladal sluchawke ilekroc udalo nam sie do niego dosdzwonic, za akcje ratunkowa zabralysmy sie my - niewoiasty. Uzbroilysmy sie we wrodzony nam urok osobisty i ruszylysmy w port, po kutrach rybackich szukac mechanika...no io natknelismy sie na....Spira :)

Spiro na moje pytanie "Do you speak English" oczywiscie rozlozyl rece i zamruczal cos co zrozumialysmy jako "Nie rozumiem", ja jednak sie tym nie zrazilam i wpakowalam sie mu na kuter.

"Big problem" powiedzialam rozkladajac rece dla unaocznienia problemu, po czym, ustami zrobilam "Brum, Brum!".
Aktu komunikacji dopelnila smutna minka ;p. Spiro okazal sie pojetny i powiedzial: "OK" i pokazal na siebie, a potem na oczy - co zrozumiaysmy jako - "Pojde zobaczy"
Z radosci ucalowalam go w jego brudne i zarosniete policzki i za reke zaprowadzilam na lodke.

Trafilismy na mechanika pierwszego sortu, aczkolwiek....nieco tworczego w podejsciu do silnika.
Na poczatek udal0 mu sie zlokalizowac problem - nieszczeln poompe paliwow.

nastepnie pokazala naszemu kapitanowi, ze problem da sie obejsci wywalajac z silnika......filtr.....

i rzeczywiscie - dziaalao, pomimo tego, ze wymontowal polowe czesci.

Nasi panowie z podziwem patrzyli jak Spiro oczyszcza przewd paliwowy z powietrza......zasysajac ustami rope - prawdziwy twardziel!!!!!

Niestety okazalo sie, ze chlopaki w trakcie prob naprawieniasilnika uszkodzili pewna uszczelke, ktorej nijak sie obejsc nie dalo, a ponadto Dominik bal sie plynac beza, bo jeszcze bysmy dorzneli silnik, bo ropa ktora haustami pochlamnial Spiro miala strasznie duzo w sobie syfow, ktore normalnbie zatrzymywalyby sie na filtrze, ktory wlasnie zostal wywalony ;P

Tak wiec skazani bylismy na czekanie do poniedzialku, gdy bedzie mozna zakupic rzeczona uszczelke.

Tym czasem postanowilismy sie Spirowi odwdzieczyc za bezplatne poswiecenie nam 2 godzin swojego czasu i zassanie polowy naszego paliwa i zaprosil;ismy go na kolacje.

Krygowal sie facet, ze musi sie isc przebrac, ale obiecal, ze wroci.
I wrocil po 1/2 h umyty, przebrany i...uczesany...i ledwie go pozanalismy!

A potem juz bylo tylko lepeijej. Na poiklad dolaczylo do nas jeszcze pare osob z portu i zrobila sie prawdziwa grecka balanga z tanczonym Grekiem Zorba, spiewami i probami dogadania sie na migi :)

Czad!

Tak wiec nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszlo :)

o czym donosi wasz korespondentka,

Joanna Mela

:)
Witajcie kobiałki i kobiałcy :)
Wrociłam juz stety - niestety z Grecji. Do opowiadania mam masę, do pokazania też...co obiecuję zrobić jak tylko przekopie sie przez foty z rejsu. Dla uspokojenia - w Napflionie nie utknęlismy na zawsze, a jedynie do poniedziałku, po czym ruszylismy znów na podboj morze egejskiego w rytm muzyki reggae. Jak to? zapytacie - a tak to -że nasz dzielny Gb Sea (taki model żaglówki) -Othonoi został wyposażony przez polskiego właściciela w fajnisty sprzęt Pioneera i odtwarzacz MP3. Nasz skipper Dominik okazał się być muzycznie wykształcony ( serio - jest oboistą) na szczęscie jednak nie bawił nas popisowym wykonaniem Bacha czy innego Schopenhauera ;P na obój, ale za to serwowal nam swoje składanki MP-trójkowe. Na jednej z nich kryła się muzyczna perełka - w sam raz na wakacje - VAVAMUFFIN :)

Co ja tam wam bdede o muzie tej opowiadać. Sami posluchajcie wchodzac na ich stronke:
http://www.vavamuffin.art.pl/muzzik.html a tymczasem powyzej pare zdjec z ich koncertów 
 
Bo ja własnie z tamtych rejonów wrociłam. Z moją przyjaciółką Faridą wybrałysmy się pociągiem do Trzcińska (2 stacje przed Jelenią Górą) i zielonym szlakiem wspiełysmy się godzinnym do schroniska Szwajcarka, w którym spedziłyśmy dwie (zimne bardzo) noce. Połaziłysmy przez dwa dni po Rudawach Janowickich - czyli niewysokim pasmie górskim w ktorym wciąż co krok można natknąć się na pozostałości siedzib dawnych Piastów (m.in. zamek w Bolczowie) i....niemieckich osadników. Jako wytrawne turystki ;P zaliczyłysmy też nocnną wspinaczkę na Sokolnik - czyli szczyt zwienczony wysoką skałą na ktorą można się wspiąć po stromych schodkach.
Choć to środek listopada pogoda była iście wrzesniowa - słonecznie i sucho :) - miodzio!
No może tylko w nocy marzłysmy bo temperatura na zewnątrz spadała do -5 a my SPAŁYSMY W NIEOGRZEWANYM POKOIKU!!!! W drugą noc budziłam sie z zimna co 1/2 h choć ubrana byłam we wszystko co mialam i wcisnieta byłam w dosc ciepły spiwor...
Z ciekawostek tego wyjazdu - Szwajcarce szefuje sympatyczny pan Piotr, ktory jednak w podejrzany sposób nie wypuszczał z zaplecza swojej żony, o ktorej istnieniu wiedzialysmy gdyż rozmnawialysmy z nią przez telefon rezerwując miejsca. snulysmy wiec dzikie przypuszczenia iz tak naprawde zamordował ja juz lata temu, a dla nie poznaki nagrał kilka jej wypowiedzi jakich mogłaby użyć przyjmując rezerwacje, tym samym tłumiąc podejrzenia....
Na szczescie ostatniego dnia żona sie pojawiła wiec nasze podejrzenia zrodzone przez chorą (wymrożoną) wyobraznie okazały się bezpodstawne :)
ufffff

Z Monią pracuję najdłużej - jest niezwykle skromna, pracowita i bardzo kochana. A jednocześnie bardzo skuteczna! Od niej uczyłam się swojego zawodu pracując z nią przy różnorakich projektach i zawsze bardzo dobrze się uzupełnialiśmy :) Na Monię zawsze mogę liczyć :)
Góreczka to dobry duszek naszego pokoju. Wszędzie jej pełno :) uśmiechnięta kokietka, ze słabością do "zdechłych kwiatków w klapie" ;P Zawsze potrafi mnie rozbroić i rozchmurzyć, gdy mam gorszy dzień w pracy...no i te jej masaże ;) A przy tym naprawdę jest świetna w pracy !
Gocha doszła do naszego team'u jako ostatnia, ale od kiedy jest moje życie stało sie łatwiejsze :).
Choć dopiero sie uczy zawodu, to kompetencją, kreatywnością i zawodową intuicją przerasta niejednego "starego wyjadacza" :) Od kiedy sie obroniła jest jakby mniej zestresowana....z czego sie bardzo cieszę :)
Bez moich kochanych bab 35% mojego zycia mialoby gorszą jakość (tyle czasu spedzamy w pracy) To dzieki nim po weekendzie chce mi sie iśc do biura....
Każdemu życzę takich koleżanek i współpracowników...
.....a mowi się, ze w agencjach PR'owych i reklamowych jeden drugiego podgryza....
...nie wierzcie w to - to bzdurny stereotyp.
 
Q...rwa...Mialam takie sliczne, swiezo odremontowane mieszkanko....i q..wa wybiło rurę nademną i alalo mi dwa pokoje, kuchnie i przedpokój...
A ja nie mam ubezpieczenia...
Na szczescie jest to wina administracji, ze ruyra pękła wiec ich ubezpieczenie powinno pokryć mój remont, ale raz, że trzeba się najpierw wyklócić o o to co nam należne, a potem przeżyć kucie i wyrównywanie scian, no i malowanie.
Aha - moja wykladzina smierdzi jak Wrocław po powodzi, wiedc też jest cala do wymiany...buuuuu...

...wybrałam się na pierwsze w tym roku narty z moją kuzynką (z Australii) z jej kolegą (Anglikiem) oraz z moim lubym :)
Sniegu co prawda nie było zbyt wiele, ale przynajmniej troszkę pojezdziłam na moich fantastycznych Rosignolach. No i popróbowałam słowackich specjałów czyli smażonego syra z hranolkami (frytki) i oblohą (warzywami)....
Moja kuzynka dopiero uczyla sie jezdzić wiec na stoku najczęściej fotografowała nasze wyczyny. Jej kumpel Will z prawdziwą przyjemnością wycelowywał w nią swój "smile number five".
 
...erę po 30-tce :)
Co prawda wkroczyłam w nią z siąpiacym nosem, gorączką i zawalonym gardłem, ale moje kochanie uraczylo mnie tortem 30-tkowym wprost do łóżka, co wybitnie poprawiło mi humor :)

....i chwała bogu, bo gdyby nie przyjaciółki, które przeoprowadziły na mnie zmasowany atak komplementów, to nie stolerowałabym swojej nowej fryzury ;P
Powyżej fotki z moich 30-tych urodzin. Urodziny miałam 29.12.1975, ale dopiero w zeszły weekend spotkałam się we Wrocławoiu z moimi najbliższymi przyjaciółkami i urządziłam w domu jednej z nich urodziny :).
Za oknem był mróz -21, a my siedziałyśmy przed ciepłym kominkiem i gadałyśmy w nieskończoność o życiu :)
 
Powyżej wiec krótki i prosty przepis na pysznego grzanca z Piwa.
Składniki:
1 jasne (svetle) piwo, 1 duża łyżka miodu, 2 łyżeczki cukru waniliowego, łyżeczka cynamonu, kilkanaście ziarenek goździków...

Dosłownie i w przenośni. Dlaczego? Bo wyjechalismy wraz ze znajomymi na weekend na wies do wynajętego domku. Skład przedni- 11 osobowy. Humory i pogoda dopisywały przez pierwsze 3 dni, ale dziś....Dziś przyszedł deszcz, a wraz z deszczem...poranny wybuch pieca grzewczego w domku, który wynajęliśmy. Rozerwało piec, wyrwało panele ze ścian. Cud, że nikomu sie nic nie stało.... Jeszcze się trzęsę z emocji.........

Moze pamietacie moje lutowe dylematy fryzurowe? Postanowilam wtedy rozjasnic moje kruczo-czarne wlosy i wrocic do blondu. Robie to etapami, bo wloski mam słabe i nie chcę ich bardzo niszczyć, ale niestety co bym nie robila i jaką farbe bym nie nakładała, to zawsze wychodzi mi rudy! Powyższe zdjecia odzwierciedlają moj dzisiejszy stan na głowie...
 
Najpierw była impreza w domu na którą przybyłysmy w spineczkach we wlosach a la Ghurka. Potem było testowanie wiedzy Ghureczki o jej narzeczonym w formie....teleturnieju z jego wypowiedziami nagranymi uprzednio na kamerę. Potem było rozdawanie prezentów - z tym, ze każdy prezent Ghurka musiała wykupić jakąś pikantna opowiastką ;P. Gdy juz Ghureczka myslała, ze to koniec niespodzianek wyskoczylysmy do sąsiedniego pokoju gdzie ubrałysmy firmowe koszulki i jako team "Panny Ghurki" porwałysmy ją na imprezę klubową do Paprotki. Tak bardzo wyrózniałysmy sie w tłumie, że obfotografowała nas fotografka vortalu clubbingowego www.partypictures.pl Mozna na nas glosować! http://www.partypictures.pl/index.php?option=com_zoom&Itemid=&page=view&catid=253&PageNo=1&key=2&hit=1

http://www.partypictures.pl/index.php?option=com_zoom&Itemid=&page=view&catid=253&PageNo=2&key=15&hit=1
http://www.partypictures.pl/index.php?option=com_zoom&Itemid=&page=view&catid=253&PageNo=2&key=16&hit=1  
 
mialam kupe pracy no i remont - Pulpecja świadkiem.

Ale od remontu w zeszly weekend ucieklam do mojego ukochanego Wrocławia, gdzie nawiedziłam miejsca piękne, tajemnicze i zabawne.
odwiedzilam mój ukochany ogród botaniczny i wlazlam po baaaaaardzo długich schodach na szczyt wiezy przy rynku, no i oczywiscie wraz z moją przyjaciółką Magdalena i moja Australian Cousin Gosia szukałaysmy po Wroclawiu KRASNOLUDKÓW!!!!!
Naprawdę - jest ich tam cale mnostwo - wystarczy uwaznie patrzeć....pod nogi ;p
W ostatnim dniu na ulicy byłysmy swiadkiem samobojczego skoku...na szczescie okazalo się, ze to tylko dzielo sztuki ;)
Swoim i moich psiapsół zwyczajem na długi weekenend Bozo-Cialowy wybrałysmy sie na babski wyjazd. Tym razem jednak w okrojonym skladzie, bez mag, której w 8 miesiacu cieżko byloby wleżć na rower, a wlasnie na rowery wybralyśmy sie w Jurę Krakowsko- Częstochowską. Trase zaplanowalysmy na trasie Częstochowa - Zloty Potok (tu pierwszy nocleg), Złoty Potok - Bobolice (tu drugi Nocleg), Bobolice-Kielkowice (k.Ogrodzieńca - tu trzeci nocleg), Kielkowice - Zawiercie.
Nasz bagaż wiozlysmy z sobą wiec nie powim zeby bylo łatwo pokonywać wzniesienia, a zwłaszcza cięzko przysżo nam wspięcie się na szczyt Morsko - pół drogi bylo po piachu i pod góre pod katem 45 stopni....

Bylo jednak fantastycznie! Pogoda trafila nam sie boska, wiec opaleniznę mam teraz jak po Egipcie. Do tego po dtrodze piekne, biale skały i zamki, peleton przystojnych maratonczyków rowerowych, pyszne winko wieczorami no i długowlosi woje, ktorzy w Bonbolicach akurat mieli zjazd rycerski :) Żyć nie umierać :) reszta - na zdjeciach ;)
 
Dziś , rzutem na taśmę, bo w ostatni dzień jej otwarcia w Warszawie, obejrzalam wystawę World Press Photo. To juz kolejna edycja, ktora odwiedzam i z przykrościa stwierdzam, że co roku jest na tych wystawach coraz wiecej przemocy. Co p rawda tylko wirtualnej, bo utrwalonej przez aparat (zapwene cyfrowy) dziennikarza, ale i tak wytrąca mnie ona z rownowagi. To straszne, że wygrywaja zazwyczaj obrazy ludzkiego cierpienia, śmierć, kalectwo...
Oczywiście zdjęcia są świetne i warto wystawę obejrzeć (pewnie teraz ruszy w Polskę), ale zamiast katarsis spodziewajcie sie raczej smutnych reflekcji na temnat tego ku czemu zmierza świat, a wraz z nim dziennikarstwo prasowe....
 
 
I z tej okazji (i z okazji 5 latek 3 innych osób) szefostwo wydalo bibę, czyli "Bal Seniorów" (bo wszsyscy 5 latkowie są albo senior account managerami, albo dyrektorami) :P
Pisze na strasznym kacu, ale chciałam sie z wami na gorąco podzielić wrazeniami :))))
Najpierw były rymowanki na nasz temat z ust kierownictwa - jak uda mi sie zdobyc to dorzuce.
Potem był teleturniej wiedzy o seniorach i dyrektorach. Kazdfy z 4 jubilatow wylosowal sobie druzynę, a potem padaly bardzo zabawne pytania zwiazane z roznymi anegdotami firmowymi. Na pytania o konkretnym seniorze odpowiadały pozostałe drużyny.
A potem byly prezenty :)))))))))))))) Dostałam sliczniutkiego Ipoda Nano :)))))))))
No to teraz sobie poogladajcie jak się bawi starsze pokolenie ;P
 
Tak tak, nie ma to jak grill na świeżym powietrzu - zwłaszcza gdy nad głowa kołują samoloty, pod stołem ma się żebrzącą psinę, a organizm płata figle, bo się człowiek najadł zbyt dużą ilością młodego bobu ;P
A tak serio to grill był udany, choc dla nas krótki. Musieliśmy pojechać odebrać moja kuzynkę z Aurstralii, którą trzeba było odwieżć na lotnisko. Niestety wróciła do domu, a mnie strasznie smutno, bo niewiele mam fajnych czlonków rodzibny, a ona do tego grona należała i teraz jest po drugiej stronie swiata....

Niestety nie moja, tylko Ghurki....ale cóż....ja na moim weselu (jesli do takiego dojdzie) i tak bedę miala ładniejszą ;) A tymczasem poogladajcie sobie nastrojowe zdjecia mojej larwy kochanej Ghurką vel Toczką (po mężu) zwaną
 
Mozna bowiem wraz z przyjaciółmi wybrać się w plener podczas weekendu. Ja wybrałam sie w Sudety wraz z moimi przyjaciółkami Borka i Faridą. Niedziele chciałysmty spedzić z Magdalena - czwartą z naszej paczki, która ma 2,5 tygodniowego synka, wieć postanowiłysmy tym razem nie spać w schronisku i zrobić pętle jednodniową. Z Wrocławia wyjechałysmy o 08:30 pociagiem do Kłodzka - potem przesiadka i wyladowalysmy w Dusznikach Zdrój. Stamtą ruszyłysmy niebieskim, a potem zielonym szlakiem górami do Polanicy Zdrój. Reszta na zdjeciach :)

26.07.06 // Marzę o dziecku... »
Tyle tu na Sunsilku lasek w ciaży, z dziećmi... ja tez bym chciała... Wiem, ze kiedys sie to zdarzy...jeszcze nie dziś, nie jutro....ale kiedys na pewno :) Tymczasem trzymam kciuki za Sunsilkowe Mamusie a sama ciesze sie dzieckim mojej przyjaciółki Magdaleny :)
 
Tak tak - z okazji przyjazdu do stolicy naszych reklamowych gwiazd doszło do skutku mini spotkanie Sunsilkowe w realu. Weronika zarezerwowała nam stolik w meksykańskiej knajpce Tortilla Factory do ktorej dziewczyny dotarły po baaaaaaardzo długim kokoszeniu się ze stylistkami...ale o tym to już one same napiszą ;). Do knajpy dotarłysmy wesoła żeńską gromadka okolo 22:00, a tam już siedziała wesoła gromadka....samców nieokreslonej (ale zdecydowanie obcej) narodowości, który jak sie później okazało świetował wieczór kawalerski swojego kolegi. Wkrótce doszlo do niejakiej interakcji spowodowanej zapewne naszym nieodpartym urokiem osobistym i urodą Donaise, która nieomieszkał sie z Holendrami (którymi obcokrajowcy okazali sie być) sfotografować. Wieczór był bardzo fajny - niezadowolona chyba była tylko Dzidzia Nieistotnejm, która postanowiła sie obudzic po tym, jak Nieistotna wchłonęła kawałek Tortilli (widac dzidzia nie przepada za kuchnia meksykańską). reszta na zdjęciach :)))

30.07.06 // Nurkowanie...to lubię »
Jak juz zapewne wiecie (albo i nie wiecie jeśli nie sledzicie dokładnie mojego bloga ;P ) mam hobby, którym zaraziłam się 3 lata temu w Chorwacji. To nurkowanie! ponieważ jednak dawno nie nurkowalam, a z Robim wybieramy się za miesiąc na 2 tygodniowe nurkowanie w Egipcie, postanowilismy sobie odswieżyć nasze umiejetnosci i wybraliasmy sie na jezioro bialskie koło Płocka. tam własnie jest baza nurkowa Crazy Shark. w odświeżaniu wiadomosci pomagał nam sympatyczny archeolog podwodny (tak tak! jest taka specjalizacja) Piotrek.
Wszystko własciwie było fajne - ta adrenalinka przy schodzeniu pod wodę, uspokojony oddech gdy już na nowo przyzwyczailam się do oddychania przez automat. nawet zalewanie maski woda i jej oczyszczanie mi wyszlo, tylko, ze......w polskie wody do cudów rafy koralowej mają sie jak Renata Beger do MissPpolonii. Po pierwsze dno jest muliste i przy wiekszej ilosci nurkujacych wokolo robi sie metnie i widac tylko na 2 metry, po drugie jest.....ziiiimmmmmnoooooo.....Chyba rozpieścilo mnie nurkiowanie w Adriatyku i w Morzu Czerwonym...Zmarzłam jak cholera, choć ubrana byłam w pianke i ocieplacz i nawet buty pozyczylam (moje własne płetwy, to pletwy kaloszowe i stopa jest własciwie goła). Tak wiec z jednej strony nie żałuję, ze opojechałam, bo było strasznie fajnie, no i przypomnialam sobie stare umiejetności, ale z drugiej trochę zawiodłam, bo podczas całego nurkowania zobaczyłam tylko 2 ryby! Ech......ale juz za miesiąc czeka mnie 2 tygodnie nurkowania w najpiekniejszym miejscu swiata (bo na malediwach jeszcze nie byłam ;P)
 
Juz mi troszke lepiej, ale mialam dzis doła, bo ktoś powiedział mi parę niemiłych słów. Niby intencje mial dobre, ale dowiedziałam się, ze podobno za moimi plecami ludzie mowią, ze sie źle ubieram i powinnam schudnąć :( i ze powinnam cos zrobić z włosami :(((((( mam nadzieje, ze jakoś odbuduje moje nadgryzione poczucie własnej wartości...
------
Komplementoterapia zrobila swoje i juz jestem na powrót dawna, zadowoloną z siebie sobą :*
 
Juz wam sie kiedys skarzyłam, ze choć lubie gotować, to do ciast mam dwie lewe ręce. jednak dzięki pewnemu przepisowi Pulpecfji od roku eksperymentuje z plackami owocowymi. i kurcze - wychodzą mi coraz lepsze! tym razem postanowilam upiec placek ze sliwkami :)

a zmotywował mnie do odliczania prezent jaki dzis dostalam od Robiego :) nowe buty nurkowe i płetwy na paski :)))) juz od kilku tygodni jestem tez posiadaczka nowej fajki (tez prezent od Robiego) i maski, która kupiłam sobie sama . czyz to nie romantyczny prezent - dostać od lubego komplecik z gumy? hihi ;P A dziewczyny w pracy mówiły mi, ze mam raczej poprosić o pierscionek z brylantem ......
 
To straszne, ale zdradziłam was z pracą. Od kilku tygodni - a dokładnie od powrotu z wakacji z pracy wychodze srednio o 20:00 (czyli czasem o 19:00, a czasem o 23:00) i padam na pysk. Wszystko przez nowego klienta, ktorego konferencje p0rasową, stronę www i strategie przygotowuje. mam dość.
Nawet z Pulpi moja lubą nie mam czasu sie spotkać i gratulacje za jej sukcesy reklamowo-szkolne składałam jej przez telefon. Meżczyzna mi grozi, ze znajdzie kochankę...ech...
Troszke co prawda wypoczęłam w ostatni weekend podczas, którego obchodziłam 3 rocznicę z moim Robim i na ktora to rocznicę ówże Robi zabrał mnie.....do Mikołajek :) . Mikołajki po sezonie - to jest to :) Romantyczne spacery w porcie, puste kafejki, piekne, jesienne słońcwe, wzburzone Śniardwy...było bardzo klimatycznie :)

----
 
Nie chciałam wam pisac wczesniej, bo wolalam, żeby najpierw dowiedziały się o tym moje trzy przyjaciółki: Mag, Fa i Borka. Wiedziałam, że będę im to chciała powiedzieć w jakiś zabawny sposób, a ponieważ w planach miałyśmy wspólny wypad w Rudawy Janowickie - w rejon tzw. kolorowych jeziorek pomyslalam, że bedzie to dobra okazja.

Nic im nie mowiłam, ale przygotowane miałam dla nich trzy karteczki, które miały losować. Na dwóch naopisane było "Bardzo chciałabym abyś została moim świadkiem (ale los wybrał inaczej)", a na jednej "Bardzo chciałabym abyś została moim świadkliem (a raczej świadkową)". Wyjęłam je w przerwie w naszej wedrówce, w wiejskiej knajpce i kazałam losować mówiąć, ze to wrozba dla nich. Nie domyśliły się! A potem ....potem sie ogromnie ucieszyły :) A jak myślicie, która z nich wyciagnęła szczęśliwą karteczke i zostanie moim świadkkie?

PS: Zaręczyn wam celowo nie opiszę, bo pewne sprawy chyba warto zachować dla siebie... :)
Przede wszystkim zmienilam pracę! Tak tak, jestem teraz pania dyrektor ;P ....ale co z tego, skoro okrutnie tęsknię za moimi kochanymi babami z pracy? na szczęscie nadal się spotykamy na zjazdy przy pizzy i piwie w pewnym malym, ale przytulnym mieszkanku na mokotowie :) najblizszy zjazd już 7 maja!
A tymczasem spotkałam sie z moimi przyjaciolkami z Gliwic i Wrocławia w Beskidach. Przez internet wynalazlam w Szczyrku coś co sie nazywa Domem Włóczęgi i z zewnątrz wygladało jak zwykły dom, a w srodku jak schronisko. Nocleg 15 zł, dostep do kuchni, ciepła woda, 20 minut spacerkiem do centrum Szczyrku, a do górskich szlakow dwa kroki. Żyć nie umierać :)
 
A że tym razem z Babami moimi pojechałam do Dusznik Zdroju na nasz tradycyjny stricte kobiecy wyjad, to i zdjecia dołaczam górskie :) Spałysmy na kwaterze w miescie, ale w sobote zrobiłysmy ładna rundkę po(górskiej) okolicy, zahaczajacą o schronisko pod Muflonem (a wie ktos co to takiego Muflon i czy ma rogi, czy też nie?), a uwieńczoną pizzą w miescie, piwkiem, zakupami w sklepie z deptakowo-jarmarcznym badziewiem (sprzedawano tam miedzy innymi kota w worku, ktorego nie bylo widać, acz miałczał po pociagnięciu za sznurek, a poze raczej ogon wystajacy z rzeczonego worka; piszczałkę, ktora nie dośćze w chwili dmuchniecia w nia wydawała przerazliwe dzwieki, to jeszcze wyskakiwały z niej dwa rogi, wprost w kierunku zszokowanych Niemców, ktorzy w Dusznikach sie własnie wczasowali; oraz okulary wielkościa przypominające młyńskie koła i służące zapewne ukrywaniu siniaków pod oczami po nieprzespanej nocy) i grzańcem galicyjskim spożytym wsród rozmów o zyciu...

Wczoraj wraz z Pulpecją wybrałyśmy sie na jubileuszowy, bo zorganizowany z okazji 35 lecia, występ zespołu ludowego Warszawianka. Koncert odbył się w sali kongresowej, a bilety dostałam od mojego kolegi Marcina, który tańczy w tym zespole.

24.06.07 // Tańce ludowe »
Zawsze wydawało mi się, ze muzyka ludowa jest troche nudna - no moze z wyjatkiem góralskiej do ktorej sie swietnie bawi, a tu niespodzianka. Zespół dał fantastyczny występ pelen kujawiaków, polonezów, mazurów, krakowiakow, polek i czego jeszcze! Od kolorowych strojow tancerek i tancerzy az mi sie dwoiło i troiło w oczach ;) Było naprawdę famtastycznie. Troszke mi sie żal zrobiło, ze w dzieciństwie zrezygnowałam ze szkoły baletowej i nie zasmakowałam koncertowego zycia, jakim zyja tancerze z Warszawianki.....ale cóż - za brak wytrwałości trzeba płacić...
 
15.07.07 // Nowe mieszkanko! »
Ha....trzymałam to w tajemnicy, zeby nie zapeszyć, ale wszystko wskazuje na to, że juz niedługo...już za chwileczkę wprowadzimy się do nowego, o niebo wiekszego mieszkania. Uwielbiam nasze obecne mieszkanko, ale 30 m2 to ciut mało, a latem niski sufit sprawia, ze zamienia się ono w piekarnik. Dlatego tym bardziej cieszy mnie 57 metrowa przestrzeń mnieszkania + 10 m balkonu :) Przed nami oczywiscie jeszcze wykańczanie i mam nadzieję, ze to wykańczanie nas nie wykończy ;P ale nic to...wazne, ze jeszcze tylko pare miesiecy i..... :)

Uciekłam od remontu i slubnych przygotować do moich internetowych znajomych z Gdanska. Uswiadomilismy sobie, ze już 7 lat sie znamy? A mowią, ze internetowe przyjaznie szybko sie urywają....moim zdaniem to bzdura!
Weekend był intensywny i pełen wrazen. od dzikich dzików biegających po Westerplatte, po zakupy na Jarmarku Dominikanskim i paradowanie po gdańskiej starówce w kapitanskiej czapce ;P
 
Moja psiapsióła Karola za dwa tygodnie wychodzi za mąż.
Jako jej świadkowa poczułam sie odpowiedzialna za zorganizowanie jej wieczoru panieńskiego :)
Umówilysmy sie z nia pod kolumną Zygmunta, by nie domyśliła sie co ją czeka a potem...wyprowadziłysmy do portu na Wiśle, w którym czekał juz prom. Na promie urządziłyśmy Karoli piknik na wodzi z szampanem, ciastem, sałatką, owocami i pyszną bagietka z masłem czosnkowym.
W trakcie pikniku zorganizowałyśmy jej quiz wiedzy o jej narzeczonym (jego odpowiedzi nagrałysmy wczesniej kamerką i puszczałyśmy na laptopie) a za zdobyte punkty otrzymywała kolejne prezenty ;)
Po zejsciu na ląd przewiozłysmy ją do klubu Balsam, gdzie kontynuowałyśmy wieczór :) 

--->  TU BYŁ WPIS O ŚLUBIE, ALE WZOSCI GO WYKASOWAŁAM....



Własnie wróciłam z Amsterdamu, gdzie wysłała mnie szefowa na szkolenie z social media, czyli....de facto z takich nowoczesnych form komunikacji, jak nasz Sunsilkowy blog ;P tak jakbym musiała sie tego uczyć ;P

Program dwudniowego szkolenia byłdosc intensywny, a ja nikogo nie znałam, ale i tak udało mi sie w sposob spontaniczny zmontować pięcio osobowa grupe składajacą sie z dwoch Niemek, Belga, Rosjanki i ze mnie i namówiłam ich na nocny rejs z przewodnikiem po kanałach Amsterdamu. Zanim jednak kupilismy bilety na rejs o 21:00 (przy swiecach, z winem serwowanym na pokładzie) poszlismy coś zjesc do amsterdamskiego Hard Rock Cafe (jedlismy przy stoliku pod futrem Slash'a ;P) a potem wsiedlismy na pokład płackiej, długiej łodzi z przeszklonymi scianami i dachem (i dobrze bo troche padało) i....to był strzał w dziesiatkę :) Amsterdam widziany z wody, nocą, z kieliszkiem czerwonego wina w rece....to jest to. Jedyny bad news wyjazdu to to, ze zepsuł mi sie aparat :( i nie wiem jak dalej mam prowadzic mojego foto-bloga Te zdjecia robiłam moja komórką...
 
ale mam sporo zmartwień i nie bardzo chce o nich pisac, a robienie na siłe radosnych też mija sie z celem. Ale pamietam o was i was odwiedzam, choc nie komentuje...

30.01.08 // No i sie skończyło »
miłośc sie skończyła, małzeństwo sie skończyło....ale moje zycie się nie skończyło! Będę walczyć, bo walczyć zawsze trzeba. Ale nie bede walczyć o niego, bo nie jest tego wart. Będę walczyć o siebie, o swoje szczeście...
życie jest jednak pokrecone i pełne niespodzianek...
 
12.03.08 // nowe zycie »
twarda ze mnie baba....nie dałam sie depresji... mój wiarołomny mąż uklada sobie zycie z nową panią, a ja...
ja układam sobie zycie bez niego...
na dobry poczatek odkupiłam od niego jego częśc nowego mieszkania i robie je po swojemu...realizuję te wszystkie pomysłym, na które on nie chciał sie zgodzić ;)
efekt?
same oceńcie

rozwód dziś .....jest w tym jakaś ulga, ze zamknie sie za mna rozdzial, ale tez i ból....ból porażki...że pokochałam kogoś kto okazał się śmieciem...trzymajcie za mnie kciuki, abym ten rozdzial zakończyła z klasą....a robertowi i anecie zycze szczęscia....ona ma wreszcie do końca to czego chiała...tylko cena jakby trochę wysoka...
 
10.09.08 // Coś sie zmienia :) »
Dziewczyny....podobno gdy Bóg zamyka okno otwiera drzwi...trzeba tylko je zobaczyć...
i chyba takie drzwi się właśnie otworzyły....trzymajcie kciuki ;)
Na razie nic nie piszę żeby nie zapeszyć :)

24.09.08 // Teraz oficjalnie »
zakochałam się :)
Az mi się nie chce wierzyć...bo myślałam, że już nie potrafię....że mam serce wyschnięte jak orzeszek, ze nie zaufam nigdy wiecej, że za mocno mnie zraniono...
Ale miłośc przychodzi wtedy, gdy najmniej sie jej spodziewamy - wali obuchem w głowę i nie pozostaje nic, jak sie jej poddać :)
 
27.09.08 // Nowy kot »
czy uda się pogodzić dwa koty? To sie okaże...Własnie przygarnęłam chorą, 3 miesięczną kocia sierotę, ale czyniąc to wywołałam wojnę domową....moja 7 letnia Ciri nie jest zbytnio szczęśliwa. Na małą charczy patrzy z byka...
Ale weterynarz twierdzi, że mam sie nie zrażać ... podobno on wprowadził swojemu bokserowi do domu małego kota i na poczatku też była wojna, a teraz są swoimi najlepszymi przyjaciółmi...
....oby i w tym wypadku tak było...
PS: Nadal jestem zakochana :)

licze godziny do spotkania z moim szczęściem....jeszcze tylko lub aż 10 dni do wspolnego wyjazdu do Barcelony....
i czekaja nas spacery pod Sagrada Familia, piknik nad brzegiem morza, wspolne wieczory na starówce ech....
 
A ja...no cóż...co raz bardziej sie zakochuję :)

Kochane...poraz pierwszy odwazyłam sie w świeta zabrać za przygotowanie tradycyjnych , bożonarodzeniowych dań :)Zrobiłam pierogi ze słodka kapustą i grzybami, uszka z grzybami, barszcz czerwony na grzybowym wywarze i....blisko 200 pierniczków, ktróre pieczolowicie z Tomkiem lukrowalismy :)
 
11.01.09 // WOŚP 2009 w Wawie »
Własnie wrocilismy z Tomkiem z WOŚP. Spedzilismy praktycznie cały dzień na placu Defilad w Warszawie słuchając Sex Bomby, Manchesteru, Lipa Li, De Press'u, Blendersów i Jarego z Oddziału Zamknietego. Uratowała nas przed zamarznieciem herbatka z termosu i gorąca atmosfera :)

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz